Od kogo „jestem gorszy”, a od kogo „lepszy” i czy naprawdę to ma jakiekolwiek znaczenie?
Zapraszam do lektury ostatniej części z mojej trylogii artykułów, w której dzielę się z Wami moimi przemyśleniami na temat psychologicznych aspektów treningu, które mogą ochronić młodych zawodników przed nadmiernym stresem i wypaleniem we freestyle slalom. Poprzednią część, w której poruszałem kwestię poczucia skuteczności znajdziecie tutaj.
Wyobraźcie sobie dowolne zawody freestyle slalom. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo spokojnie i naturalnie: Tor główny, na którym odbywają się przejazdy. Obok stolik sędziowski, przy którym siedzą zapracowani arbitrzy z poważnymi wyrazami twarzy. Gdzieś z boku rozłożone są dwa, może trzy tory, na których rozgrzewają się zawodnicy. Baczny obserwator zada sobie jednak pytanie nie o to, jak wyglądają i co robią nasi slalomiści, ale co myślą i czują. To w umysłach naszych bohaterów i bohaterek rozgrywa się bowiem najważniejszy i najciekawszy bój. Zajrzyjmy do głowy jednej z nich:
„To ona robi toe christie?! Kiedy ona się tego nauczyła? Na bank jej nie wejdzie na zawodach…”
a po czasie pojawia się jeszcze myśl:
„Gdybym katowała tyle co ona, na pewno robiłabym już full linię bez problemu. Jestem lepsza niż ona”
Takie porównania to chleb powszedni każdego z nas, jednak podczas rywalizacji sportowej nabierają one większego znaczenia, ponieważ mogą w dużym stopniu wpłynąć zarówno na wyniki, jak i parząc dalej, na naszą motywację do trenowania i uprawiania sportu. Zastanówmy się, jak można „ograć” ten proces tak, aby nam pomagał, a nie szkodził.
Umiejętności w górę, miejsca w dół
Na początek przytoczę przykład siebie samego. Za każdym razem, kiedy jadę na duże, międzynarodowe zawody, dobrze wiem, że wszystko, na co mogę liczyć, to wyjście z grupy, lub jeżeli gwiazdy będą nade mną czuwać, dojście do ćwierćfinału. Zmienia się bowiem grupa odniesienia. Z przeciwników krajowych, z którymi z powodzeniem mierzę się na co dzień, przychodzi mi mierzyć się z mistrzami Europy czy świata. W walce z nimi nigdy nie mam najmniejszych szans – są to bowiem rolkarze, trenujący wiele lat więcej niż ja i o wiele ciężej niż ja. Po takim evencie odczuwam więc zarówno dużą zajawkę, bo WOW, jazda w jednej grupie z rolkowym idolem, takim jak Guslandi czy Bosch to duże przeżycie, ale również sporo negatywnych emocji (kiedy już skopią mi tyłek, a ja porównuję się do nich).
Wiele zależy więc od tego, jak podejdziemy do rywalizacji z o wiele lepiej jeżdżącymi rywalami. Czy będziemy inspirować się nimi, czerpać od nich motywację do działania, na zasadzie: „jeżeli on mógł tyle poświęcić, żeby osiągnąć swoje umiejętności, to ja też mogę to zrobić”, czy raczej zamykać sobie drogę do zdobycia tego poziomu defensywnymi atrybucjami: „on jest po prostu bardziej utalentowany” oraz agresywnymi atrybucjami: „gdybym trenował tyle co on, to też bym był aż tak dobry, ale niestety nie mam tyle czasu/pieniędzy/sprzętu/znajomych do wspólnego trenowania/dobrej nawierzchni/miejsca do treningu”
Dochodzi tutaj to pewnego absurdu. Im lepiej jeżdżę, tym startuję na zawodach wyższej rangi. Im wyższa ranga zawodów, tym lepiej jeżdżący rywale. Im lepiej jeżdżący rywale, tym gorsze uzyskane miejsce. Wychodzi więc na to, że im lepiej jeżdżę, tym uzyskuję gorsze miejsca.
W tym momencie jedynym konstruktywnym wyjściem z tej pułapki myślowej jest po prostu akceptacja prostego faktu – że istnieją na świecie osoby, które będą od nas jeździć lepiej oraz osiągać lepsze wyniki na zawodach. Przyznanie tego przed sobą potrafi być bardzo oczyszczające i pomaga w odnalezieniu zdrowej zajawy na własny rozwój, a nie na „wyjeżdżaniu kogoś”, co potrafi być najbardziej toksyczną formą motywacji do treningu. A dobrze wiem o czy mówię, bo także to przerabiałem.
„Jeszcze dopracuję to combo i na pewno go wyjadę”
Cały rok 2019 poświęciłem myśleniu o „wyjechaniu” mojego kolegi i rywala, Tomka Wieczorka. MP2019 skończyły się dla mnie olbrzymim rozczarowaniem oraz przegraną nie tylko z Tomkiem, ale także Sebastianem Giedziunem, który do rywalizacji podszedł na mega luzie i bez tylu negatywnych emocji co ja, w rezultacie pokonując mnie dwukrotnie bez dużego problemu.
Trudno utrzymać motywację, kiedy nasz trening skupia się na „wyjechaniu kogoś”, „byciu lepszym”, bo zamiast fajnych treningów i zadowolenia z postępu, adekwatnego do naszego poziomu jazdy i zaangażowania, będziemy odczuwać wieczne rozczarowanie i złość na siebie, że „to na niego nie wystarczy”, „on i tak robi to lepiej”. Gdy motywujemy się chęcią bycia lepszym niż inna osoba, to marnujemy mnóstwo energii i złych emocji na rzeczy, na które nie mamy wpływu: śledzenie tej osoby w social mediach i obserwacja czy ona trenuje, a jeżeli tak, to w jakiej jest formie, porównywania własnego i cudzego performancu treningowego, sprawdzanie rankingów, itd., itd. W ten sposób oddajemy kontrolę oraz odpowiedzialność za nasz własny trening. Bo w tym wypadku osiągnięcie celu nie zależy przecież tylko od nas, ale także od tego, jak dobrze (czy źle) będzie szło osobie, na której się skupiamy.
Takie nastawienie nie dość, że może przeszkodzić nam emocjonalnie na samych zawodach, bo tam zamiast czilować, to chodzimy spięci jak plandeka na żuku, to jeszcze psuje nasze relacje z innymi wokół. A przecież, jak wszyscy wiemy: „wszystko co dostaniesz z rolek to choroby kolan i najlepsi przyjaciele”. Wygrana za cenę relacji nie to pyrrusowe zwycięstwo.
„Cudowne dzieci”
Porównania potrafią też wpływać na nas nawet, kiedy jesteśmy na początkowo wyższym poziomie umiejętności. Kiedy latami dochodzimy do jakiegoś tricku czy tytułu, a na horyzoncie pojawia się jakiś nowy, nadspodziewanie silny zawodnik, to pojawia się u nas lęk. „Co jeżeli on mnie wyjedzie”, „Co jeżeli stracę tytuł mistrza?”. Kiedy w naszym klubie, poziomem jazdy dogania nas koleżanka, która do tej pory była od nas znacznie słabiej jeżdżąca, to boimy się, inni będą postrzegać nas gorzej, jako „słabszych”. Martwimy się, że jesteśmy mniej utalentowani. To wpływa na nasze postrzeganie siebie.
Takie porównania mogą w końcu spowodować, że będziemy unikać sytuacji, w których ktoś (również my sami) oceni nas gorzej. Zaczynają się więc opuszczania treningów, mocne obniżenie zajawki i w wielu przypadkach jest to koniec przygody z freestyle slalomem.
Jedyne porównanie jakie ma sens, to nasze odbicie w lustrze sprzed roku
Najważniejszym i w zasadzie jedynym porównaniem, jakiego powinien dokonywać zawodnik freestyle slalom, to to z samym sobą. Podczas gdy skupianie się na innych powoduje często frustrację, spadek zajawy i zrzucanie odpowiedzialności za własny trening na kogoś innego, to stawianie sobie celów i rozliczanie ich, na podstawie własnych postępów, to już zupełnie inna sprawa.
Cokolwiek by nam z tego porównania nie wyszło, niezależnie czy jesteśmy zadowoleni, czy nie, to przynajmniej mamy pewność, że mamy kontrolę nad własnym treningiem. A tego nie moglibyśmy powiedzieć, gdybyśmy porównywali się do naszych rywali. Kontrola nad własnym treningiem prowadzi do refleksji. Na podstawie porównania z samym sobą możemy sprawdzić, czy nasz trening w ostatnim okresie dał rezultaty, czy nie. To, z kolei, pozwoli na wprowadzenie pewnych zmian, jeżeli są potrzebne lub podtrzymanie tego, co spowodowało, że nasz trening był owocny.
Można więc powiedzieć, że wzięcie odpowiedzialności za trening i skupienie na sobie jest niezbędne do ulepszania się. Jeżeli, zamiast tego, w porównaniach naszych postępów odnosilibyśmy się do innych zawodników, to dostalibyśmy zniekształcony obraz sytuacji, niezależnie od tego, czy byłyby to porównania na plus (bo przecież nasz rywal mógł np. w ogóle nie trenować) czy porównania na minus (nasz rywal mógł trenować o wiele ciężej).
Wynik nie jest ważny, ważna jest zajawa
Chciałbym zakończyć ten cykl artykułów pewną myślą. WYNIK zawodów nigdy nie jest w 100% zależny od nas samych, więc każdy z nas powinien się skupić na tej części, nad którą ma kontrolę – czyli na własnym treningu,, dobrym trybem życia, rolkowymi znajomymi, czyli tym, czym dla mnie jest ZAJAWA.
Pamiętajcie, że do mnóstwa rzeczy, które wpływają na wynik zawodów, a zawodnik nie ma na nie wpływu, zalicza się:
- grupa, do której trafi zawodnik
- forma dnia (np. to, czy nie zachorujemy)
- obsada zawodów (nawet na zawody amatorskie może przyjechać wielki Mistrz, jak Sofia Bogdanova i nasze pierwsze miejsce na 99% przepada)
- zła ocena sędziów (co, jak w każdym sporcie, ma czasem miejsce)
- nieszczęśliwy błąd (np. najechanie na ukrytą nierówność nawierzchni, która spowoduje upadek)
- defekt sprzętu, uniemożliwiający start
- rodzic, który przesyła nieprawidłową muzykę na konkurencję classic
Tych okoliczności, które mogą wpłynąć na wynik, a nie są zależne od nas, jest o wiele za dużo, żeby marnować swoje siły na rzeczy takie jak porównania z innymi, zamiast skupić się zajawie.
Życzę więc każdemu MEGA pokładów zajawy!!!
Serdecznie dziękuję za lekturę i do zobaczenia na zawodach!