Jeśli nikt z Was nigdy TEGO nie robił (albo zmienił/a telefon po ostatnim „morsownaiu”) - to słownik w telefonie podczas wrzucania po raz pierwszy posta, o TYM, sam z automatu zamieni TEN wpisywany wyraz – właśnie na „mordowanie”. ( sprawdźcie to teraz jeśli nie wierzycie).
Jeśli wrzucacie posta lub wysyłacie wiadomość zaraz po skończeniu „mordowania”, to możecie w euforii lub, w tym co dzieje się jeśli źle do tego podejdziecie, nie zwrócić uwagi na taki drobny szczegół jak zamiana wpisywanego:
MORSOWANIA,
na (z jakichś powodów, oczywistego dla telefonu!) MORDOWANIA.
No tak!
Pyt.: Tylko co ma „mordowanie” (np.: kilku nie pożytecznych rzeczy w naszym organizmie) do rolek?
Odp.: Wiele.
Tak na poważnie to jest kilka plusów morsowania, które mogą mieć pozytywny wpływ na jazdę na rolkach i w sumie … tylko jeden minus.
To co napiszę poniżej opieram na pięciu sezonach regularnego, zimowego wchodzenia do wody oraz prawie ośmioletnim zbieraniu wiedzy na ten temat (tak - 3 lata „czaiłem” się, aby pierwszy raz wejść do wody).
Przez ponad 27 lat jazdy na rolkach jeździłem prawie każdej zimy, jeśli tylko warunki pozwalały – co z kolei (uwzględniając oczywiście proces stawania się starym dziadem) pozwoliło mi na zaobserwowanie tego co napiszę poniżej.
Dla mnie największą motywacją do rozpoczęcia morsowania była dość niska odporność na zimno (kąpiel w Bałtyku, nawet gorącym latem zawsze była dla mnie nie lada wyzwaniem) co skutkowało tym, że np. w wyścigu na majówce rolkarskiej w Poznaniu obok rolkarzy ubranych w jedną, nierzadko z krótkim rękawem, warstwę – stawałem ja – w 3 warstwach, długich spodniach i kominie naciągniętym na uszy. Drugą rzeczą, z którą chciałem się chociaż częściowo uporać były pojawiąjące się bóle stawów – kolan i łokci. Reszta profitów pojawiła się „niechcący” i przy okazji…
Zacznę od minusa:
Czas na morsowanie moglibyście przeznaczyć na jazdę. Poważnie - wysiłek organizmu podczas prawilnego* morsowania jest równy dość intensywnemu treningowi. Oczywiście – wszystko – zarówno rolki, jak i morsowanie można robić bardziej lub mniej intensywnie.
[* - prawilne lub inaczej : jedno „prawidłowe” morsowanie - nie istnieje ! Jest tyle sposobów morsowania **, że każdy może ( jeśli ma zamiar regularnie morsować, to nawet powinien) znaleźć sposób, który jemu najlepiej służy.
„Tyle sposobów ? Jak to ?” - spytacie - „Przecież morsowanie to prosta sprawa – ściągasz ciuchy i do wody ! Jak latem na plaży!” Otóż nie -i o tym jak można morsować napiszę jeszcze niżej.]
Plusy.
Niezależnie od sposobu w jaki się morsuje, są pewne profity, które mogą mieć bezpośredni, dobry wpływ na jazdę na rolkach.
- Przede wszystkim poprawiamy naszą odporność – niektórzy, nawet nazywają morsowanie „naturalną szczepionką”. Regularnie morsujący rolkarze mogą sobie dzięki temu pozwolić na trochę więcej w czasie jesiennych czy zimowych jazd. Generalnie spada szansa na to, że jeśli się za mocno spocicie w czasie zimowej jazdy to skończy się to lekkim lub mocniejszym przeziębieniem czy czymś podobnym. Niektórzy rolkarze obserwują, też że znika np. notoryczny katar pojawiający się w czasie jazdy. Musicie jednak pamiętać o tym, że w czasie zimy – ogólnie, zaleca się treningi na dworze o mniejszej intensywności niż latem.
- Bardziej „odczuwalnym” efektem morsowania jest zmniejszenie poczucia zimna – regularnie morsując można zaobserwować, że po jakimś czasie, w zimniejsze dni możecie nie potrzebować już tylu warstw ubrań co wcześniej, aby było ciepło. Tak – teraz w maju jeżdżę już w dwóch warstwach, a nie trzech ;)
- Zimno (w różnej) postaci jest często wykorzystywane w rekonwalescencji pourazowej lub regeneracji portreningowej. Nasze ciała – w szczególności mięśnie i stawy, subiektywnie szybciej „dochodzą” do siebie po różnych przeciążeniach wysiłkowych oraz mniejszych lub większych urazach, jeśli w odpowiedni sposób są traktowane zimnem. Nie ma co ukrywać, że każdemu rolkarzowi zdarzają się naciągnięcia, stłuczenia czy chyba „najpopularniesze” - zakwasy. Morsowanie może też bardzo pozytywnie wpłynąć na nasze stawy, ich bóle, stany zapalne czy dolegliwości reumatyczne.
- Innym „rolkowym” plusem morsowania – dziejącym się bardziej w naszej głowie jest utrwalanie nawyku aktywności i także, co jednak może wydać się tak oczywiste, że mało kto o tym myśli – zwiększenie odwagi.
Nie zawsze pogoda pozwoli pójść na rolki, a morsować można praktycznie w każdych warunkach atmosferycznych. Owszem, mniej przyjemnie morsuje się w deszczowy i wietrzny wieczór, niż w słoneczną i zaśnieżoną sobotę, ale i tak już sam fakt wychodzenia w takie dni kiedy temperatury są niskie (a, tak naprawdę im zimniej na dworze tym fajniej się wchodzi do wody), „ułatwia” późniejsze podejmowanie decyzji o jesienno-zimowym wychodzeniu na rolki.
Więkość z Was pewnie wie jak baardzo łatwo można się zasiedzieć w fotelu i „zaoponować” w okolicy pasa - jak pogoda nie pozwala przez dłuższy czas wyjść na rolki.
W kwestii odwagi – proces myślowy, który sami ze sobą przerobimy w głowie, aby wejść ten pierwszy raz do wykutego właśnie przerębla i potem samo wejście do wody, pozwala odpowiednio ustawić sobie niektóre priorytety. Okazuje się więc , że skoro daliśmy radę wejść do wody przy -15C, to te 3 schodki tyłem na rolkach już nie są wcale takie straszne ;)
Poza wymienionymi profitami, pojawia się jeszcze kilka innych, które niekoniecznie mają wpływ na „rolki”.
Morsowanie ma pozytywny wpływ na skórę (tak, tak, drogie panie – na „skórkę pomarańczy” również).
Daje nam spory wyrzut endorfin, dopaminy, adrenaliny i noradrenaliny po morsowaniu, może wspierać też prawidłową pracę tarczycy.
Może ułatwić zasypianie po wieczornym morsowaniu lub dać porządny zastrzyk energii na cały dzień, po porannej sesji w wodzie.
W przypadku, gdy ktoś lubi – pozwala poznać nowych ludzi z podobną zajawką albo po prostu może to być kolejna aktywność, którą uprawiamy z naszą ulubioną rolkową ekipą..
**Instrukcja obsługi – czyli co i jak ?
Sam proces morsowania może wyglądać różnie:
- Można wchodzić do wody po rozgrzewce, lub całkowicie bez niej.
- Można stosować „metodę Wima Hoffa” - m.in. z wykorzystaniem specyficznych ćwiczeń oddechowych.
- Można wchodzić na jedno zanurzenie 2, 5 albo 10 minutowe (lub nawet dłużej – oczywiście z rozwagą i ostrożnie).
- Można wchodzić na „raty” np. 1 + 2 + 3 (lub 3+2+1) minuty, a w międzyczasie wychodzić z wody i się „dogrzewać”.
- Można wchodzić do wody do pasa, do splotu słonecznego, do brody (takie ma najwięcej korzyści) albo zanurzać się całkowicie – łącznie z pływaniem.
- Można wchodzić w neoprenowych butach i rękawiczkach (palce u nóg i rąk oraz stawy skokowe najszybciej marzną w wodzie) albo - jeśli ktoś lubi – w samych stringach.
- Często morsowanie jest, też nieodłączną częścią saunowania – wtedy nie zaleca się zbyt długiego siedzenia w wodzie.
Przyjmuje się, też że najwięcej tych najbardziej pożądanych procesów w naszym ciele zachodzi w ciągu pierwszej minuty w wodzie.
Ciekawą alternatywą dla zanurzania w wodzie jest „śniegowanie” - czyli tarzanie, nacieranie czy „nurkowanie” w śniegu, a także chodzenie po nim na bosaka – jako bardzo fajna stymulacja ponad 200 tys. zakończeń nerwowych znajdujących się w stopach.
Z kolei nie zaleca się, aby morsowanie było częścią mocnego treningu (np. rolkowego - takiego jak 20 km w 40 min + morsowanie + 20 km w 40min :). Oczywiście na pewno znajdą się Harpagany vel. Dziki. które będą w stanie tak robić – jednak nie oszukujmy się - są to wyjątki.
Przeciwwskazaniem do morsowania jest ciąża (w czasie karmienia nie zaleca się zanurzać w wodzie piersi), choroby układu krwionośnego (jednak morsują nawet osoby z rozrusznikiem serca – tylko pod okiem i nadzorem kardiologa) oraz otwarte lub gojące się rany.
UWAGA!!!
Morsowanie bezwględnie trzeba, robić z głową, umiarem oraz dużą pokorą do wody i zimna.
Każde wejście do wody (tak jak latem) może skończyć się tragicznie. Wchodzenie do nieznanych zbiorników, pływanie pod lodem czy skurcz (szczególnie w czasie morsowania samemu), mogą być groźne dla zdrowia i nawet życia, a zbyt długie siedzenie w wodzie grozi hipotermią czy odmrożeniami.
Najlepiej morsowanie rozpoczynać pod okiem kogoś bardziej doświadczonego (im większy staż i wiedza takiego morsa tym lepiej) – zawsze jednak pamiętając o własnym rozsądku i słuchając własnego ciała. Odpowiednia dawka wiedzy i rozwagi, niejednokrotnie może okazać się dla nas bezpieczniejsza, niż rady niektórych morsów „drugiego sezonu”.
Na koniec wspomnę o jeszcze jednym, bardzo aktualnym plusie „tego całego” morsowania. W tym roku dzięki morsowaniu, można też pozostać tak samo modnym jak wszyscy nasi znajomi na Insta i Fb ;) - co bez żadnej zgryźliwości może być, w zestawieniu z różnymi innymi „modami” internetowymi, akurat tą chyba najzdrowszą dla ciała i ducha.
Trochę też jest tak, że wszyscy chwalący się teraz tym, że „#niemorsowałem” – robią jakby na złość mamie, że (nomen omen) odmrożą sobie uszy.
Pozostaje mieć tylko nadzięję, że po tegorocznym boomie, jak już się to wszystko uspokoi, to będzie tak jak w krajach gdzie niskie temperatury są bardziej „dostępne” - morsowanie będzie tak naturalną sprawą jak wychodzenie ze znajomymi do knajpy czy spacery po lesie.