Cykl #CHCEMYWIEDZIEĆ na dobre zagościł na naszym Instagramie. W każdą środę około 17:00 na InstaStory zadajemy pytania naszym obserwatorom i czytelnikom, czyli… Wam! Chcemy poznać Wasze opinie, bo to, co ważne dla Was, jest istotne także dla nas. Dzięki poznaniu Waszych opinii będziemy mogli zoptymalizować swoje działania, bo przecież jesteśmy dla Was! W minionym zapytaliśmy Was o to, co stanowi podstawę działania naszej szkółki – lekcje jazdy na rolkach. Czy nauka jazdy na rolkach musi odbywać się z instruktorem, czy można poradzić sobie samemu? 41% z Was korzystało z lekcji z instruktorem, a 59% opowiedziało się za samodzielną nauką. O profesjonalną opinię pytamy Tomasza Szymczyka, założyciela projektu I Love Rolki.
Tomku, zanim przejdziemy do pytań o lekcje, opowiedz nam trochę o początkach projektu. Skąd pomysł, jak to się wszystko zaczęło?
TOMEK SZYMCZYK: Konrad Tomaka z Rzeszowa, który mocno ruszał ze szkółką rolkową skupioną na slalomie, napisał do mnie: „Trzeba coś zrobić, aby wypromować rolki z Polsce”. W tym czasie w teamie Powerslide byli: Ewelina i Paulina Czapla, Angelika Prucnal, Tomasz Suwaj i Konrad. Każda z tych osób wyraziła chęć pomocy i przez kolejne 2-3 lata jeździliśmy po Polsce, „za swoje” organizując darmowe eventy w różnych miastach i miejscach. Można powiedzieć, że początek ILR to ludzie z ogromną chęcią podzielenia się swoją pasją.
I Love Rolki to kilkanaście szkółek w całej Polsce. Jak się zarządza takim projektem? Jak wygląda koordynacja działań?
TOMEK SZYMCZYK: Zarządzanie tak dużym projektem jest trudne – jak i każdym innym takiej wielości. Największym plusem i minusem jest to, że każda osoba w ILR to mój znajomy/znajoma. Wszystko jest super do momentu kiedy występuje sytuacja sporna – wtedy znajomości muszą iść na bok i ktoś musi podjąć finalną decyzję. Tym kimś zawsze jestem ja – więc i wszystkie pretensje kierowane są do mnie. Na szczęście ILR to grupa osób z ogromną zajawką na rolki, więc sytuacji spornych jest bardzo mało, a ludzie (tak mi się wydaje) dążą mnie dużym zaufaniem, więc zakładają, że moje decyzję są w większości przypadków dobre.
Instruktor jazdy na rolkach to stosunkowo nowy zawód. Jak nim zostać? Kto może dołączyć do projektu I Love Rolki?
TOMEK SZYMCZYK: I Love Rolki to przede wszystkim „zbiór” szkółek, w których pracują instruktorzy. Nie ma w ILR ludzi, którzy nie „pracują” dla szkółki, która jest częścią projektu. Nie przyjmujemy pojedynczych osób – z tego samego powodu, dla którego nie współpracujemy z dwoma szkółkami z jednego miasta – nie chcemy generować sami sobie konkurencji. Jesteśmy grupą znajomych, których połączyły rolki – i chcemy, aby tak zostało.
Skoro już o tym mowa, czy nauka jazdy na rolkach musi odbywać się pod okiem instruktora? 59% naszych followersów uważa, że można nauczyć się jeździć na rolkach bez niczyjej pomocy – to prawda?
TOMEK SZYMCZYK: Prawda. Podobnie jak można nauczyć się jeździć samochodem bez instruktora. Niestety trzeba mieć świadomość, że trudniej jest oduczyć się złych nawyków, niż nauczyć czegoś od nowa. Nauczyć się poruszać na rolkach do przodu i skręcać nie jest trudno. Niestety złe nawyki później bardzo przeszkadzają w nauce kolejnych elementów jazdy na rolkach i wtedy okazuje się, że zamiast nauczyć się czegoś w 3 lekcje, poświęcamy 4 na poprawę tego, czego nauczyliśmy się sami.
Dodatkowo wiem z doświadczenia, że nauka dyscyplin, nazwijmy je: specjalistycznych, jak slalom, slide, skoki itp. trwa znacznie dłużej, jeśli uczmy się sami.
Czego na pewno nie nauczymy się bez pomocy instruktora, lub nauka czego będzie o wiele dłuższa i żmudniejsza jeśli nie będzie kogoś, kto skoryguje nasze błędy?
TOMEK SZYMCZYK: Ja nigdy nie korzystałem z pomocy instruktora i potrafię jeździć. Potrafię zjechać dużą rurkę, na którą wiele osób w życiu nawet by nie wskoczyło. Ale jak się okazało, nie potrafię jeździć tyłem przez lewe i prawe ramię i przez to np. nie jestem w stanie wykonać poprawnie przejazdu między kubeczkami tyłem na jednej nodze. Bzdura? Niby tak, ale wielokrotnie np. podczas kursów na instruktora wychodziło, że osoby, które myślały, że dobrze jeżdżą bo np. potrafią skoczyć z 20 schodów, nie potrafiły poprawnie zrobić przeplatanki tyłem. Jazda na rolkach to zbiór setek elementów, których nikt sam nie jest w stanie się nauczyć.
„Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”, napisał jeden z rolkarzy. Czy to prawda? Czy upadki są nieodzowną częścią nauki?
TOMEK SZYMCZYK: Oczywiście – i tylko świadomi tego osiągną cel. Osoba, która uczy się jeździć bez kasku i ochraniaczy bo przecież się nie wywróci, z góry skazana jest na niepowodzenie – bo albo się nie nauczy, albo się zrazi po pierwszym upadku.
Co ciekawe – większość moich poważnych kontuzji było skutkiem upadku, który zupełnie nie wyglądał na niebezpieczny.
„Nauka jazdy na rolkach cena” to jedno z popularniejszych haseł wpisywanych w Google w kontekście łyżworolek. Czy można uczyć się u profesjonalistów i nie wydać fortuny?
TOMEK SZYMCZYK: Fortuna to pojęcie bardzo względne. Fortuna dla każdego oznacz inną kwotę. Wszystko zależy od tego, czego chcemy się nauczyć. Według mnie jeśli ktoś planuje uprawiać jakąś dyscyplinę, to powinien szukać „sekcji” gdzie odbywają się regularne zajęcia za określoną kwotę.
Poza tym, to ile zajmie nauka jazdy zależy od instruktora i tego, jak my przyłożymy się do pracy po zajęciach. Jeśli planujemy jeździć tylko na zajęciach – to fortunę wydamy.
Co można poradzić osobom, które nie korzystały z zajęć, bo w ich mieście nie ma takiej możliwości?
TOMEK SZYMCZYK: Śledzić nasz fanpage i pojawić się na jakiś darmowych warsztatach, które odbywają się najbliżej ich miasta.